Przyznaję się bez bicia, ze tym razem informację o koncercie zamieszczam zdecydowanie za późno... Nie zdążyłem tego zrobić przed koncertem, przynajmniej na blogu, ponieważ życie płata wiele figli i nie zawsze można zrobić wszystko. Obiecuję jednak poprawę i to, że nie zostawię tych spośród Was, którzy informacje o życiu w Smelly Cat czerpią właśnie z bloga. Zachęcam jednak do przyłączenia się do grupy - nie ominie Was wówczas nic szczególnie smakowitego :) Bo tylko w Smelly póki co usłyszycie prawdziwie żywą muzykę, nawet jeśli ktoś gdzieś twierdzi stanowczo, że dużo ważniejszy od tego co słychać jest (sic!) ruch sceniczny :). Owszem lubimy sobie posłuchać muzyki z płyt i w Smelly, ale nie oznacza to, że słuchając Ryśka będę udawał, ze nim jestem, podobnie jak uważałem - i nie byłem w tym poglądzie osamotniony, że zupełnie mijało się z celem udawanie Marilyn Monroe w "Piosenkach Marilyn Monroe", czy Edith Piaf w "Moulin Rouge" Teatru Królewskiego :) No ale każdy ma to co lubi i co go naprawdę cieszy. To chyba dobrze, że Second Life jest tak bardzo różnorodny. :)
Co do ostatniego koncertu... Muszę przyznać, ze Obel zaskoczył nas zupełnie zjawiając się na imprezie w towarzystwie Chaosa - rewelacyjnego gitarzysty. Panowie dali w duecie taki koncert, że buty spadały z nóg :) Jeśli dołączycie do tego magiczną loop machine Obela i jego umiejętności wokalne (oczywiście nasza przeurocza Aelle namówiła go nie tylko na Whisky, ale i na parę bisów :) ), ukaże się Wam obraz koncertu jakiego dawno nie było. Że co? Nie byliście? Żałujcie!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz